Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/ta-estonia.sanok.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server865654/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 17
ła przez pokój. Chwyciła córkę za ramiona i uderzyła ją w twarz. Angela odchyliła głowę i uderzyła się o poręcz łóżka. - Ty suko! - krzyknęła dziewczyna. - Ty pieprzona suko! Następny porządny policzek. Felicity zabolała ręka. Skrzywiła się, gdy Angela mocno uderzyła głową w zagłówek. Dziewczyna zaczęła płakać. Felicity udawała, że nie widzi przerażenia w oczach córki, ani że zuchwałość szesnastolatki znika. - Nie doprowadzaj mnie do ostateczności, Angelo. - Felicity ledwie poruszała ustami. - Nie masz pojęcia, z czym walczysz. Nie spotkasz się z tym chłopakiem i koniec. A we wrześniu pójdziesz do szkoły świętej Teresy w Portland. Uczy tam jeszcze kilka zakonnic. Może one będą umiały nauczyć cię odpowiedniego zachowania. - Wyszła wyprostowana z pokoju. Chciało jej się wymiotować. Nigdy wcześniej nie uderzyła córki. Skręcało ją, gdy o tym myślała. Dorastała podziwiana przez ojca, który jednak nie miał żadnych oporów, żeby bić ją płaską stroną szczotki do włosów. Robił to, dopóki nie wyszła za Derricka. Ojciec chciał nauczyć swoją upartą córkę szacunku. Doświadczenia z dzieciństwa zrobiły swoje. Felicity obiecała sobie, że nie użyje przemocy wobec swoich dzieci, choćby nie wiem, co zrobiły. Czasami jednak kobieta musi wziąć na siebie nieprzyjemny obowiązek. Czasami trzeba złamać zasady. Jak dziś. A jeżeli Angela kiedykolwiek spróbuje wymknąć się do tego wstrętnego pryszczatego typka, to Jeremy Cutler będzie miał takie kłopoty, że się z nich nie wygrzebie. Felicity zbyt dobrze wiedziała, do czego kobieta może się posunąć dla mężczyzny. Doświadczyła już wszystkiego. Dała się poniżać, czuła potworny strach, ból, wściekłość i palącą zazdrość. Ale przeżyła. I da sobie radę z takim gnojkiem jak Jeremy Cutler. - Zadzwonisz? - Derrick usłyszał miękki kobiecy głos, gdy w pośpiechu szedł do samochodu. Obejrzał się przez ramię, zobaczył ją w drzwiach taniego motelu przy rzece Willamette. Była boso, ubrana jedynie w czarne jedwabne bikini. Miała dopiero szesnaście lat. Jej czarne włosy, błękitne oczy i uśmiech przypominały mu Angie, jego siostrę. Miała na imię Dawn. - Zastanowię się. - Derrick, powiedziałeś, że zadzwonisz. - Zapłaciłem ci, tak? - Wsiadł do ciężarówki. W środku było strasznie duszno. - Nie robię tego dla pieniędzy. Opuścił szybę. - Jasne. - Robię to, bo cię kocham. Boże! Mógł to usłyszeć każdy cierpiący na bezsenność w tym obskurnym motelu. Okna były pootwierane. Było po pierwszej w nocy. Włożył kluczyki do stacyjki i uruchomił silnik. - Dobrze. Masz jak wrócić? - Nie martw się o to. Tylko zadzwoń. - Dawn odgarnęła włosy niesamowicie zmysłowym ruchem. Było to niemal jawne zaproszenie. Stanik zsunął się jej lekko, ukazując jedną małą pierś. - Zadzwonię - obiecał. Wiedział, że Felicity zabiłaby go, gdyby dowiedziała się, że pieprzy się z dziewczyną, która jest w tym samym wieku, co ich córka. Z dziewczyną podobną do jego siostry, dziewczyną, która może pobiec na policję i wpędzić go w bardzo poważne kłopoty. Ale nie zrobi tego. Za bardzo lubiła biżuterię, ładne ciuchy i nowy mały kabriolet. Jej matka też pracowała w interesie i kiedy czasem Dawn nie było pod ręką, zajmowała się nim Lorna. On nigdy nie prowokował sytuacji, ale też nigdy nie odmawiał. Nie była tak młoda i ponętna jak jej córka, ale miała wprawny język i umiała gadać. Kiedy nie miał zbytniej ochoty, Lorna była naprawdę twórcza. Wynajdowała rozmaite stroje - stanik z otworami na brodawki, majtki bez kroku, i skórzany pas z podwiązkami, zdobiony metalowymi ćwiekami. Kusiła go, smagała batem, który łaskotał i ciął, pociągał i zadawał ból. Skóra Lorny nie była już jędrna. Przytyła, straciła szczupłą talię i chociaż miała o wiele większe piersi niż jej córka - olbrzymie góry ozdobione tatuażem kolibra, on wolał młody tyłek i uda, które potrafiły godzinami obejmować go w pasie. Nawet drobne piersi Dawn były podniecające, kiedy ściskała je i gięła się nad nim, pozwalając, żeby brodawki drażniły jego usta, a zaraz potem je cofała. Z Dawn mógł grać ostro. Uwielbiał, kiedy mówiła do niego: Tatusiu i błagała, żeby ją bił. Płakała, a on całował ślady po uderzeniach. Którejś nocy Dawn zaproponowała, żeby zostali w domu, zamiast jechać do motelu. Derrick zgodził się. Mieszkanie było zniszczone, dlatego sądził, że dziewczyna będzie zadowolona, że pojadą do hotelu, gdzie będą mieli obsługę. W pokojach śmierdziało dymem z papierosów i tłuszczem, który przywarł do piekarnika. Ale tej nocy Dawn była bardzo podniecająca - ubrana jak mała dziewczynka, z włosami związanymi w kitki. Nie sprzeciwiał się. Zaprowadziła go do pokoju matki. Rzucił ją na łóżko. Kiedy w najlepsze się z nią pieprzył, do pokoju weszła Lorna. Przyglądała się. Potem wkroczyła do akcji. Pochyliła się nad nim i przytrzymując swoje wielkie piersi, podsunęła mu balony z brodawkami wielkości półdolarówek.

odpowiadając na pieszczotę. Dlatego pozostał przy łagodnym i

- Lepiej dla mnie. Mogę tylko mieć nadzieję, że nie gorzej dla
163
- Moje włosy... Woda w rzece...
- Jakiś yanqui - mruknął Enrique
Kiedy potok przekleństw się wyczerpał, Diaz wtrącił:
uniwersytecki. Potem jak huragan przeszedł przez akademię
seryjne z czego tylko można, a potem podpalić szczątki. Stosując
Lola przytaknęła, siarczyście spluwając na podłogę. Milla
- Zaginął czteroletni chłopiec, w pobliżu Gór Franklina.
Te twarde usta okazały się delikatniejsze, niż przypuszczała, i

Brig nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi. Założył buty i odniósł drabinę do garażu. Usłyszał szybkie, drobne
To właśnie czyniło go wartościowym. Pavon potrafił zająć się

Oddychała z trudem. Płuca bolały, gardło paliło, oczy zaczynała

twarz miała lekko zaskoczony wyraz, jakby właśnie dostrzegła coś
- Musiałam przeoczyć - chrząknęła głośno. Ale za drugim razem
takiej speluny oznaczało duże kłopoty.

- Lepiej prędzej niż później - poradziła Susanna, patrząc na

- Że co? - Derrick uśmiechnął się złośliwie. - No to spróbuj, McKenzie! Tylko spróbuj! - Daj spokój, Derrick. - Byłeś z nią? Włożyłeś jej łapę w majtki... - Zamknij się! - Brig poczuł wyrzuty sumienia. - Wiem. Widziałem cię. Nie tylko zresztą ja. Półgłówek też cię widział. Wygadał się. - Derrick machnął nożem. - Ty przeklęty bękarcie z tej indiańskiej dziwki! Trzeba cię nauczyć porządku, mieszańcu! - Skoczył do przodu, ale Brig był na to przygotowany. Stojąc pewnie w rozkroku, sięgnął do kieszeni po swój nóż. Derrick przeszył nożem powietrze. Brig uchylił się, ale dopiero, gdy ostrze rozdarło mu koszulę i drasnął go koniec scyzoryka. W jednej chwili wskoczył Derrickowi na plecy i przytknął mu nóż do gardła. - Ty gnoju! - Zwinnym kopnięciem podciął Derricka. - Boże! Przeważył go i powalił na ziemię. Przyciskał go do podłogi, nie odrywając noża od gardła. - Ty nadziany bydlaku, nigdy więcej nie powiesz... - Co tu się, do cholery, dzieje? - Drzwi stajni otworzył się szeroko. Włącznik prądu pstryknął i nagle pomieszczenie zalało drgające, jaskrawe światło. Do środka wpadł Mac. Na jego śniadej twarzy malowała się wściekłość. - Nie mówiłem ci, McKenzie, że nie chcę kłopotów? - Ten bydlak próbował mnie zabić! - jęknął Derrick. - Złaź z niego! Brig zawahał się. - Dalej, McKenzie! Ruszaj się! Brig zamknął scyzoryk, zszedł z Derricka i schował nóż do kieszeni. Grzbietem dłoni otarł krew z kącika ust i wytarł rękę w koszulę. Derrick podniósł się. Czuć było od niego alkoholem i dymem. - Skoczył na mnie, gdy przyszedłem sprawdzić, co z końmi. - To prawda? - Mac zmrużył oczy, jakby badał, czy Derrick nie kłamie. - A od kiedy to obchodzą cię zwierzęta? - Przecież muszę doglądać dobytku. Kiedyś to wszystko będzie moje. - Jedzie od ciebie jak z gorzelni. - Wypiłem kilka drinków. I co z tego? Ten sukinsyn tu na mnie czekał. Skoczył na mnie od tyłu. - Tak było, McKenzie? - Mac spojrzał na koszulę Briga, odsłonił rozerwany materiał i zmarszczył czoło na widok zakrwawionego zadraśnięcia na piersi. Brigowi nie pierwszy raz zdarzyło się coś takiego, więc się tym nie przejął. - Było tak, jak powiedział, tylko nie do końca. To on mnie napadł. - Kłamiesz, bydlaku! Wiesz, jak było! - Zamknij się, Derrick. Niech opowie swoją wersję. - Mac nie dawał się nabrać na żadne bzdury. Wlepił oczy w Briga. - Co tu robiłeś o tej porze? Mógł skłamać i powiedzieć, że przyszedł wcześniej do pracy, ale Derrick znał prawdę, bo widział go z koniem. Poza tym jego motor nie stał tam, gdzie zwykle i miał na sobie te same ciuchy, w których pracował poprzedniego dnia. Ale gdyby powiedział prawdę, wpędziłby w kłopoty Angie i Cassidy. - Koń Cassidy zgubił się zeszłej nocy. Trochę trwało, zanim go znalazłem. Zmarszczki na twarzy Maca pogłębiły się. - Gdzie się zgubił? - Na północnym pastwisku, przy starym tartaku. Cassidy dręczyła mnie, że chce się na nim przejechać. Chciałem najpierw sprawdzić, czy już może. Ale koń natknął się na węża i mnie zrzucił. Szukałem go przez całe dziewięć godzin. - Zgubiłeś konia wartego pięćdziesiąt tysięcy dolarów? - Mac nie dawał za wygraną. - Ale go znalazłem. Całego i zdrowego. - Rany boskie! - Mac zdjął kapelusz i przeczesał włosy sztywnymi palcami. - Tak to właśnie jest, kiedy się zatrudnia pieprzonego brudasa - warknął Derrick. - Nawet nie umie się utrzymać w siodle. McKenzie, co z ciebie za pracownik? - Dość tego! - W stajni rozległ się głos Reksa Buchanana. Usta Derricka wykrzywiły się nienaturalnie. - Co tu się, na miłość boską, dzieje? Robicie taki hałas, że obudzilibyście martwego. Matko Najświętsza! Spójrz na siebie! - Rex zobaczył syna. Derrick był rozczochrany, a od tarzania się po ziemi do włosów poprzyklejały mu się pajęczyny, piach i gnój. Podbite oko zaczynało mu sinieć. - Co się stało? - Spojrzał na Briga i zamarł. - Derrick? - Napadł na mnie, gdy wszedłem do stajni. Rex zmarszczył brwi. - To prawda, McKenzie? - Było dokładnie odwrotnie. Mac przypatrywał się chłopakom.
życie seksualne było dotychczas raczej regularne i radosne, a teraz -
434

wyszeptaną ze strachem odpowiedź. Ciągle nie wiedziała, kim

Przerwała. Wolała nie rozwijać tego tematu.
wypadki. Nie przypominał sobie wprawdzie historii o katastrofie
jest już na to za duży. Ale i tak czasem, gdy zobaczę jakiś niezwykły